piątek, 2 listopada 2012

Imagine (Harry) - "Szczęściem jest żyć, tam gdzie on"

 Planowałam dodać coś +18, ale nie mam teraz odpowiedniego nastroju na pisanie takich rzeczy,   może jutro...Robiłam porządki na laptopie i znalazłam tego smuta. Takie trochę masło maślane, ale niech będzie :) Pod ten teledysk "Little Things"  jak znalazł...

                _____________________________________________________________

       Wciąż pamiętałaś jak poznaliście się o zachodzie słońca,
       miałaś na sobie ten kretyński, pomarańczowy kapelusz którego
       w głębi duszy nie cierpiałaś, a on, uważał że wyglądasz w nim
      przeuroczo. "Jak moje własne, małe słoneczko" zdarzało mu się
      później mówić co natychmiast wywoływało uśmiech na Twojej
      twarzy. Był Twoim bohaterem, swoimi pocałunkami pozbawiał Cię
      jakiegokolwiek bólu. Twoje serce stało się jego domem, było
      dla niego zawsze otwarte. Tworzyliście jedność, perfekcyjną
      jedność. Siedząc za ławce, nie zwracając uwagi na mroźny
      wiatr i padający dookoła śnieg segregowałaś w głowie to i
      inne związane z nim wspomnienia. Raz, upiliście się tak że
      pod wpływem impulsu wstąpiliście do pierwszego lepszego
      studia tatuażu czego efektem było Harry na Twoim nadgarstku,
      a Twoje imię na jego ramieniu.
      Dla Ciebie był to pierwszy i ostatni tatuaż, on z biegiem
      czasu nałogowo pokrywał sobie nimi swoje idealne ciało.
      Podwinęłaś lekko rękaw kaszmirowego swetra i przejechałaś
      opuszkami lodowatych palców po czarnym napisie na swojej
      skórze. Po Twoim policzku spłynęła pojedyncza łza.
      Mieliście już tak wiele wspólnych planów. Jedyna tajemnica, którą
      przed nim ukrywałaś i jednocześnie z nim dzieliłaś, to
      świadomość o pięknym złotym pierścionku z diamentem
      zagrzebanym w jego szufladzie z bielizną.
 
      "Przykro mi" -  te zaledwie dwa słowa ze strony faceta,
      któremu i tak było wszystko jedno bo wykonywał tylko swoją pracę
      sprawiły że zawalił się cały Twój świat. Jedyny sens Twojego
      istnienia właśnie odszedł. Człowiek, który sprawiał że każda
      sekunda Twojego życia była najwspanialszym przeżyciem,
      przygodą, każda spędzona z nim minuta była jak przejażdżka na
      kolejce górskiej, nigdy nie wiedziałaś co Cię czeka. I to
      właśnie było piękne. Za to go kochałaś. Jego uśmiech sprawiał, że i ty się
      uśmiechałaś, jego ból wywoływał u Ciebie cierpienie po
      tysiąckroć większe. Chciałabyś cierpieć, jak bardzo
      chciałabyś teraz cierpieć żeby tylko cokolwiek poczuć. Czułaś pustkę,
      nicość. Wciąż odczuwałaś na wargach jego smak. Smak delikatnego
      pocałunku złożonego na jego ustach kiedy powoli umierał.


   Lekarz  powtarzał: "Musi się pani powoli oswajać ze świadomością że pani chłopak jest śmiertelnie chory..."
Nie dochodziło to do Ciebie, bo niby jak? Jak można oswoić się z myślą że w jednej chwili wszystko straci znaczenie? Nie umrze jedna osoba, Ty odejdziesz razem z nim, zabierzecie ze sobą wszystkie te niesamowite wspomnienia. Każdy pojedynczy pocałunek, każde objęcie, złapanie za dłoń, ten sposób w jaki na Ciebie patrzył, a Ty patrzyłaś na niego. Był wszystkim co masz.
Wstałaś i nałożyłaś na siebie płaszcz, stawiając do góry kołnierz. Zaczęłaś iść przed siebie, słyszałaś jak śnieg skrzypi Ci pod nogami i w akompaniamencie tego odgłosu po paru minutach dotarłaś do domu. Nikt Cię nie przywitał, nie zrobił gorącej herbaty z sokiem malinowym w ulubionym kubku. Nie zdjął z Twoich ramion płaszcza, pocierając je przy tym. Ogień w kominku już ledwie się żarzył. Weszłaś do łazienki i odkręciłaś kurek nad wanną. Zaczęłaś się rozbierać, stanęłaś przed lustrem patrząc sobie prosto w oczy. Były bez wyrazu, niczego nie można było z nich wyczytać. Twoja blada skóra kontrastowała z ciemnymi włosami. Zagłębiłaś w nich palce powoli zagarniając je do tyłu. Wanna była już prawie pełna. Zanurzyłaś się w ciepłej wodzie, biorąc jeszcze suchymi palcami z jej brzegu żyletkę, Martwym wzrokiem przejechałaś po jej ostrym brzegu. Było w niej coś pięknego i niesamowitego. Błyszczała się, jakby przywołując do siebie. To tylko kawałek metalu, a jakże może okazać się zbawienny. Nie wyczekując nieznajomego bohatera, nie czekając na wyjątkowy przebieg wydarzeń płynnym ruchem mocno przejechałaś po nadgarstku. Ból był znikomy, w tej chwili i tak nic nie mogłaś poczuć.


Obserwowałaś jak kropla po kropli ucieka Twoje życie, wraz z krwią, i tą cholerną pustką. Woda stawała się coraz bardziej czerwona. Chciałaś być przy nim, powiedzieć mu że wiesz o pierścionku i jak bardzo za nim tęsknisz. Jak tęsknisz za tymi małymi rzeczami które sprawiały że był tak wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Najbardziej, pragnęłaś powiedzieć mu tylko, i aż dwa słowa: "Kocham Cię"

4 komentarze:

  1. Jej! Niesamowite! Kocham to! Cudo! Cudo! Cudo!!!

    Mój nowy, idiotyczny blog,ale co mi tam! Dam ci linka XD
    http://spieszmy-sie-byc-szczesliwi.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. jeju jakie smutne :c ale naprawdę boskie *.*

    http://they-don-t-know-about-us.blogspot.com/ zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten imagin jest niesamowity. Wzruszyłam się... Masz talent!!

    http://one-direction-opowiadanie-i-inne.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. O cholera! Nie potrafię tego inaczej określić! Jeny, ile emocji, wzruszyłam się. Smutne, ale świetne.! [http://only-one-love-one-life.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń